🚲 Nowy rumak i dlaczego gravel. Tiban grvl 120 - pierwsze wrażenia


Od ponad sześciu lat jeździłem na rowerze crossowym i przyszedł czas na zmianę. Za rowerem, który odpowiadałby jeszcze bardziej moim potrzebom rozglądałem się już od roku. Z upływem lat i pokonywaniem kolejnych kilometrów miałem coraz więcej spostrzeżeń i oczekiwań, którym dotychczasowy rumak nie mógł już sprostać w 100%. Zacznę od tego, że całkowicie zmieniło się moje podejście do jazdy na rowerze. Dotychczas preferowałem jazdę w stylu "oblężniczym", posługując się terminologią górską. Typowy rower wyprawowy, solidny, amortyzowany, dużo bagażu na nim, mnóstwo pierdół przyczepionych do ramy, wszystko w myśl chęci posiadania dużego komfortu, 100% samowystarczalności na wszystkie możliwe scenariusze.


Wszystko to skutkowało prawie zawsze walką z rowerem, którego często nie dałem rady podnieść. Niewiele przy tym pozostawało na rozkoszowanie się samą jazdą, zwłaszcza po kilku dniach, kiedy kolana wysiadały a chęć do jazdy malała. Z perspektywy czasu uważam, że był to całkowity bezsens a nie tyle może bezsens co błędne podejście. Zwłaszcza, że wszystkie moje dotychczasowe bliższe czy dalsze wyjazdy zawsze realizowałem w pobliżu jakiekolwiek cywilizacji, w 90% po drogach przejezdnych każdym rowerem turystycznym. Dodatkowo zabieranie wszystkiego z sobą było zwykłym błędem, popełnianym zawsze przez początkujących, ale czasami jest to też świadomy wybór w myśl zasady "lepiej mieć niż prosić". Dziś preferuję wędrówki w o wiele bardziej minimalistycznej formie. Stwierdziłem po latach, że szkoda kolan, zdrowia, rower ma nieść hen daleko a nie być czołgiem napędzanym za pomocą nóg.

Aby to było możliwe, potrzebny jest oczywiście mniejszy i lżejszy ekwipunek, który już udało mi się skompletować. Ważne jest też rozsądne pakowanie, ale również a może przede wszystkim lżejszy rower. Dlatego moim pierwszym choć nie decydującym kryterium była waga samego roweru. Kolejnymi kryteriami były: jak najbardziej uproszczona mechanika, aby wykluczyć jak najwięcej potencjalnych awarii oraz aby rower był komfortowy zarówno na krótkie jednodniowe wycieczki, ale również na długie kilku i kilkunastu dniowe wyprawy z biwakami. Zacząłem przeczesywać blogi, fora itd. chcąc zorientować się czym rynek rowerowy obecnie stoi. Z każdą moją kolejną lekturą czegoś 9/10 przypadków pojawiało się słowo "gravel". Gravel to, gravel tamto, gravel, gravel, gravel...



I tak zacząłem sprawdzać, co to jest ten "gravel". Patrzę na jakieś zdjęcie i widzę na moje oko, że wygląda jak szosówka, jakby tylko z szerszymi oponami i od razu sobie myślę, jak to coś ma być tak uniwersalne, wygodne na długich dystansach? Skąd takie opinie? Kiedy wgłębiłem się w temat bardziej, okazało się, że z rowerem szosowym "gravel" ma coś wspólnego tylko w niewielkim procencie. Przede wszystkim w gravelu inna jest geometria ramy, pozwalająca przyjąć sylwetkę bardziej wyprostowaną, komfortową. Do tego lekka konstrukcja, kierownica typu baranek, inna niż w szosówkach, zdecydowanie szersza, zamocowana na krótszym mostku posiada charakterystyczne odgięte na zewnątrz dolne chwyty. Napęd zazwyczaj jednoblatowy, hamulce tarczowe, sztywny widelec i co ważne mnóstwo otworów montażowych pod bagażniki, bidony itp. Wszystkie moje kryteria więc taki "gravel" spełnia. Kiedy zacząłem przeglądać oferty poraziły mnie jednak z marszu ceny graveli i w sumie do dziś nie wiem dlaczego są tak wysokie. Domniemywam, że spowodowane jest to obecnym ogólnym trendem na gravele i pewnego rodzaju modą, a to wykorzystują producenci.



Założyłem sobie budżet max 3 tys zł z lekkim hakiem i stosując takie kryterium pod zakup nowego roweru niewiele ofert zostało na placu boju. Każda oferta miała jednak jakieś "ale". A to rama nie do końca  gravelowa, a to osprzęt najgorszej klasy itd. Po jakimś czasie odpuściłem poszukiwania, bo te cały czas nic nie przynosiły aż do momentu, kiedy przeglądając portal rowerowy przeczytałem o zapowiedzi całkiem przyzwoitego gravela w ofercie Decathlonu i do tego w bardzo atrakcyjnej cenie. Czekałem więc cierpliwie i kiedy w końcu pojawił się w sprzedaży, zamówiłem. Dziś po przejechaniu nim ponad 100 km mogę podzielić się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami.


Rower TRIBAN GRVL 120 przyszedł "na kołach", wystarczyło tylko przykręcić pedały i kierownicę (były nawet klucze w zestawie) i ustawić siodełko. Co mnie zaskoczyło, rower był wyregulowany, opony napompowane, wszystko dokręcone, od razu można ruszać. Pierwsze moje wrażenie było "wow" i już teraz napiszę, że takie póki co zostaje. Po przesiadce z ciężkiego crossa pierwsze, co mnie uderzyło, to lekkość jazdy, mocne nabieranie prędkości, dobre przekazywanie siły na napęd, po prostu miałem wrażenie, że rower sam jedzie. Pyk i 20 km trasy. Byłem naprawdę w szoku. Rower nie należy do kategorii "ultralight", waży ok. 11,5 kg w rozmiarze XL (największym) co i tak w porównaniu z moim crossem z wszystkimi akcesoriami, bagażnikami jest to co najmniej 10 kg mniej i czuć tą różnicę, oj czuć. Jeśli nawet doczepię jakiś lekki bagażnik, to i tak 12 kg z kawałkiem to nie 20 czy więcej kg. Właśnie, od razu powiem, że w ramie są oczywiście punkty montażowe do bagażników z tyłu i przodu na widelcu oraz do błotników.


Co do specyfikacji, nie będę się rozwodził w szczegółach, jest to do sprawdzenia na stronie producenta. Mnie zresztą interesują bardziej właściwości jezdne, niż nazwy i cyferki, ale cokolwiek wypada wspomnieć. Rama aluminiowa, sztywny widelec karbonowy, który ładnie tłumi mniejsze drgania, napęd jednoblatowy - jedna tarcza z przodu (38 zębów), z tyłu kaseta 10 rzędowa (11-42). Nigdy nie jeździłem na takim napędzie i początkowo obawiałem się, czy to będzie aby wystarczające. Obawy były jednak jak się okazuje bezpodstawne, przynajmniej pod moją jazdę. Na  ustawionym najwyższym biegu rower rozpędza się błyskawicznie do 25-30  km/h z całkowitym pierdnięciem, a osiągnięcie 35-40 km/h myślę przy dobrej drodze i pomyślnym wietrze też nie będzie wielkim problemem. Z kolei z drugiej strony w lekkim terenie, podjazdach też kompletnie niczego mi nie brakuje, a tego się bardziej obawiałem. Robotę robią duże koronki kasety.


Podobno minusem takiego napędu jest jego szybsze zużywanie z powodu dość skoszonej pracy łańcucha na niektórych przełożeniach. Czytałem też opinie, że potrafi on w takich napędach dość często spadać. To pierwsze jeszcze nie wiem, za wcześnie na wydanie opinii. To drugie, jak na razie ani razu nie spadł mi łańcuch, a biegi zmieniałem dość intensywnie. Niesamowitym komfortem w przypadku tylko jednej przerzutki jest to, że raz, że odpada trochę wagi i elementów do zepsucia w trasie, a dwa masz tylko jedną manetkę. Lżej lub mocniej, nie musisz główkować jakie przełożenia będą właściwe z przodu i z tyłu. Jest za lekko - trach, jest za ciężko - trach. Manetka składa się z dwóch języczków, jeden odpowiada za zmianę biegu do dołu, drugi do góry. Klamkomanetki pracują pewnie i lekko, wszystkie biegi wchodzą gładko i wyczuwalnie.


Fajnym bajerem zamontowanym w przerzutce jest sprzęgło, które można włączyć lub wyłączyć. Jeśli je włączymy, nie lata wówczas tak łańcuch, przerzutka jest o wiele bardziej naprężona, być może to właśnie to powoduje, że u mnie łańcuch nie spada. W rowerze zamontowane są jakieś podstawowe mechaniczne hamulce tarczowe.


Nic nie ociera, nie piszczy, klamki pracują lekko, siła hamowania, jak na moje turystyczne potrzeby jest więcej niż wystarczająca. Ich plusem jest z pewnością to, że łatwo jest naprawić czy podregulować w trasie, czego nie można już powiedzieć o hamulcach hydraulicznych, jeśli takie byłyby zamontowane, choć w tej cenie to raczej nieprawdopodobne. Siodełko jest proste, dość twarde, ale pod mój tyłek o dziwo wygodne.


Pedały duże, platformowe, but trzyma się na nich dobrze. Kierownica jest osadzona dość wysoko i posiada wszystkie cechy kierownicy w rowerze typu "gravel. Jedno co mogę napisać, że jest arcy wygodna. Posiada nieskończoną ilość chwytów, co na długich trasach ma naprawdę duże znaczenie, ręce i dłonie tak się nie męczą. Na kierownicy jest owijka średniej grubości, pewnie z czasem ją wymienię i chyba tyle, czysta prostota konstrukcji.

Jakie mam jeszcze wrażenia z jazdy?

O lekkości pisałem, jedzie się pewnie i stabilnie, rowerem bardzo szybko i precyzyjnie się skręca. Przede wszystkim jest to chyba pierwszy mój rower, który rozmiarowo jest niemal idealny. Nie czuję dyskomfortu, nic nie za długie, nie za krótkie, co przy mojej sylwetce nie jest to takie oczywiste, bo nie dość że jestem dość wysoki, to mam długie nogi, ale ręce już nie aż tak.

Z pewnością jazda tym rowerem jest dla mnie czymś zupełnie innym niż czymkolwiek, co miałem do tej pory pod tyłkiem. Jazda bez amortyzatora na dość sztywnej konstrukcji już na starcie jest czymś zupełnie innym. Trzeba inaczej balansować ciałem, napięciem rąk, ustawieniem chwytu. Nie jest to oczywiście wada, a cecha takiej konstrukcji. Gravele nie zostały wymyślone do jazdy MTB, mocno terenowej, ale też trzeba dodać nie do stricto ścigałek po szosie, bo to nie jest rower szosowy.


A więc jaki  to rower? Ja bym powiedział, że coś pomiędzy crossem a przełajowcem z dodatkiem szosówki. Doskonały do pokonywania długich dystansów po drogach szutrowych, które z imienia są jego naturalnym środowiskiem, ale też leśnych i oczywiście asfaltowych. Jeżeli chodzi o trochę trudniejszy teren, to myślę, że jest to kwestia doboru odpowiednich opon. Właśnie nie wspomniałem o oponach. Fabrycznie zamontowane są opony firmy HUTCHINSON w rozmiarze 38 a więc stosunkowo szerokie i nadające się na wszystko prócz sypkiego piachu. Bardzo ładnie się toczą czy po asfalcie czy po żwirze i utwardzonym piachu. Co ciekawe rama jest przystosowany na jeszcze szersze opony, spokojnie wejdą myślę 40 a może i 42.


Z pewnością za jakiś czas dokupię sobie jakiś dodatkowy komplecik, aby mieć wybór pod konkretną trasę. Kolejna ciekawostka, koła nadają się do zalania mlekiem, wystarczy dodać 2 wentyle tubeless. Ja jednak póki co zostaje przy "tradycji", bo o wiele łatwiejsza jest naprawa w trasie w razie jakiejś usterki opony czy koła. Do roweru planuję zamontować wstępnie z tyłu lekki bagażnik pod sakwy do max 2x15 l pojemności, do tego na górę worek wodoszczelny z namiotem, mała torebka podsiodłowa z dętką i podstawowymi narzędziami i leciutki plecaczek na bukłak z wodą i podręczne rzeczy i to wszystko. Lekkość, prostota, mobilność, przyjemność z jazdy.



Oczywiście nie ma produktu bez wad, ale póki co większych, czy znaczących nie zauważyłem, wszystko okaże się w przyszłości, na podsumowanie zdecydowanie jeszcze za wcześnie. Póki co robiłem tylko dodatkowe poprawki ustawień (jeden bieg muszę doprecyzować, lekko ociera łańcuch, jeszcze nie wiem dlaczego, być może kwestia "dotarcia" lub dodatkowej regulacji), regulacja siodła, kierownicy, minimalna tylnego hamulca pod swoje preferencje. Na razie nic nie odpadło, nic się nie odkręciło, nie połamało. Cieszy to, że na ramę, widelec i chyba kierownicę jest dożywotnia gwarancja. Jako ciekawostkę już na koniec mogę napisać, że model ten występuje w dwóch wersjach, męskiej i damskiej z inną geometrią ramy.




Oczywiście za jakiś czas napiszę, czy zakup nadal uważam za 100% dobry i czy rower spełnia nadal moje oczekiwania. Dziś mogę napisać, że w tej cenie nie widzę żadnej konkurencji, jeśli chodzi o nowy, kompletny rower typu gravel.




PS. Kolor do wyboru jedyny i jedyny słuszny - leśny :) 


1 komentarz:

  1. Pozdrawiamy rowerowych pasjonatów i zapraszamy na naszą stronę internetową - Mrozbike

    OdpowiedzUsuń