🚲 Z wizytą w Puszczy Mielnickiej!


   Kolejne blisko 180 km rowerowej przygody za mną! Trzydniowa wędrówka przez Puszczę Mielnicką i dolinę Bugu dostarczyła mi mnóstwa wrażeń i kilka nowych odkryć. Zaczęło się w piątek późnym popołudniem. Ciekawa i dość nietypowa trasa do Serpelic bocznymi drogami, to był dobry wstęp do dalszej przygody. Biwak nad samym Bugiem w pięknych okolicznościach przyrody, tabun komarów - na szczęście tylko do zmroku i mega burza w nocy. Z tą burzą to niezła sprawa była, nic ją nie zapowiadało. Kiedy się kładłem zauważyłem, że błyska daleko, ale nie zapowiadało to jeszcze ostrych burzowych przeżyć pod namiotem. Błyskało, błyskało, zaczęło do tego grzmieć i ostro wiać, potem lunął deszcz, który padał niemal do świtu w różnej intensywności. Efekt tego był taki, że prawie nie spałem, bo zwyczajnie nie dało się zasnąć. Poranek powitał mnie jednak słońcem, obyło się bez zamoczenia nawet paluszka ani niczego z rzeczy. Nowy namiot wytrzymał pierwszy porządny sprawdzian, spisał się rewelacyjnie. Rano śniadanko, mocna kawa, trochę czasu zajęło podsuszenie namiotu. Wyruszyłem z bratem dopiero ok. 10:00, no ale sorry taki mieliśmy nocny klimat. Sobotnia trasa byłą głównym punktem trzydniowej wyprawy. Na trasie dolina Bugu w miejscowościach Klepaczew, Mierzwice i przeprawa przez Bug mostem kolejowym we Fronołowie oraz pierwsza i na szczęście jedyna przykra niespodzianka tego dnia. Most tym razem w długi weekend strzeżony był przez Straż Ochrony Kolei, która na drugim końcu już czekała na nas z bloczkiem mandatowym. Bilet na wstęp i przejazd mostem na szczęście kosztował nas cenę obiadu i na dodatek nie musieliśmy wracać. Ostrzegam rowerzystów i piechurów wybierających się na most, póki remont lepiej tam nie próbować przechodzić, w weekendy też raczej nie zalecam. Kolejnym punktem programu były bunkry tzw. „Kły Mołotowa” w Moszczonej Królewskiej. Wcześniej krótki postój w dobrze zaopatrzonym jedynym we wsi przydomowym sklepie, małe piwko i krótka integracja z tubylcami. Wspomniane bunkry wchodzące w skład linii Mołotowa znajdują się zaraz za wsią, rozlokowane są na nadbużańskich pagórkach, obecnie zalesionych. Można naprawdę poczuć się chwilami jak w niskich górkach. Zostawiliśmy na dole spięte rowery i ruszyliśmy w kierunku bunkrów, które mimo, że dotarcie do nich wskazuje znakowany szlak, to jednak, aby je znaleźć trzeba było bardzo uważnie iść i obserwować. Zlokalizowane są one zazwyczaj w zagłębieniach, co utrudnia ich wypatrzenie z daleka, szlak też często nie jest dokładnie oznaczony. Zobaczyliśmy w sumie trzy bunkry z kilkunastu, a i tak zeszło nam prawie dwie godziny. Dalej ruszyliśmy w serce Puszczy Mielnickiej, celem była wpierw święta Góra Prowały i położone nieopodal święte źródło. Bardzo klimatyczne miejsca. Dalej miejscowość Radziwiłłówka i przejazd mało uczęszczanymi leśnymi ścieżkami w głąb dawnej puszczy. Po drodze spotkaliśmy kilka sarenek, które wyskakiwały dosłownie przed nasze rowery. W lesie mimo momentami ciężkiej przeprawy, odkryliśmy wiele ciekawych miejsc, jak np. olbrzymi wąwóz, który w gęstwinie leśnej robił piorunujące wrażenie. Trasa nasza wiodła w dużej części trasą dawnej kolejki wąskotorowej, która wybudowana była przez prusaków w czasie I wojny światowej, a linia zaczynała się na stacji Nurzec, służyła do grabieży i wywózki drewna. Szlak zawiódł nas do niedużego choć niezwykle urodziwego rezerwatu przyrody „Grąd Radziwiłłowski”, w którym spotkać można resztki dawnej puszczy nurzeckiej lub mielnickiej, jak kto woli, gdzie zobaczymy o wiele starszy drzewostan niż w okolicy. Większość leśnych duktów była wspaniała (prócz jednego odcina ok. 5 km z grząskim piachem), zazwyczaj żwirowa, szeroka, dobrze oznakowana, kręta i bardzo malownicza. Z puszczy wyjechaliśmy we wsi Werpol, skąd szlak miał nam pokazać miejscowy folklor w mijanych miejscowościach i tak w rzeczywistości było. Przejeżdżając przez wspomniany Werpol oraz Anusin, Siemiochocze, Piszczatka, Litwinowicze, Klukowicze i Tokary, co chwilę spotykaliśmy ciekawą architekturą drewnianą oraz trudny do opisania klimat wschodu, na każdym kroku prawosławne krzyże, cerkiewki, kapliczki, każda z tych wsi również dobrze mogłaby być na terytorium Białorusi znajdującej się kilka km dalej. Czas tu biegnie swoim rytmem, ludzie żyją wedle pór roku, klimat nie do opisania słowami. W Klukowiczach małe zakupy i jeszcze wizyta pod rozpadającym się dworkiem. Czas leciał, trzeba było przyśpieszyć, przez Tokary udaliśmy się do uroczyska Koterka, gdzie znajduje się cerkiewka i rzekomo mająca uzdrawiającą moc woda ze źródła. Miejsce nazywane jest małą Grabarką, przypomina bowiem charakterem początkowy okres funkcjonowania dziś już trochę skomercjalizowanej prawosławnej Częstochowy . Są tu też krzyże pokutne, choć w mniejszej ilości, ogólnie cisza, spokój. Ciekawa jest też lokalizacja w lesie, wśród mokradeł, a za płotem nieopodal granica z Białorusią, koniec drogi szlaban i kilkadziesiąt metrów dalej już pas drogi granicznej. Dużą wieś po wojnie rozdzieliła granica, główna jej cześć wraz z dużą cerkwią jest obecnie po stronie białoruskiej, święte miejsce, mała cerkiew, będąca niegdyś kaplicą oraz cmentarz znajduje się po polskiej stronie. W duże święta mieszkańcy z obu stron mają możliwość odwiedzenia się nawzajem, granica jest wtedy otwierana. Nabraliśmy kolejnej świętej wody w butelki i musieliśmy ruszać dalej, zmierz czekał nas coraz bliżej. Ruszyliśmy w poszukiwaniu miejscówki pod obóz. Miejsce znaleźliśmy ok. 5 km od granicy w środku lasu. Rozbiliśmy namioty, oporządziliśmy się i zasiedliśmy do ucztowania. Druga noc minęła pod znakiem totalnego spokoju, zero wiatru, totalna cisza, zasnęliśmy bardzo szybko i mocno, spało się wybornie, choć trzeba przyznać, że noc była rześka. Temperatura mocno spadła, jednak byłem do tego odpowiednio przygotowany i spałem w bardzo komfortowych warunkach. Ranek powitał nas pięknym słońcem i bogactwem ptasiego śpiewu. Zebraliśmy się razem ze śniadaniem w godzinę i ok. godz. 8:00 ruszyliśmy na szlak. Czas było opuszczać puszczę mielnicką, skierowaliśmy się na Mielnik, który po godzinie osiągnęliśmy. Tam krótka wizyta w cerkwi i na górze zamkowej (co za cudne widoki na dolinę Bugu! Zawsze urzekające) i dalej nadbużańskim szlakiem wzdłuż Bugu do miejscowości Niemirów, gdzie zamierzaliśmy z powrotem przeprawić się przez Bug, tym razem promem i za darmo. Na drugim brzegu krótki postój na posiłek i powrót do domów trasą Bubel – Janów Podlaski – Biała Podlaska.


Podsumowując, świetna rowerowa przygoda, dość łaskawa piękna pogoda (prócz silnego wiatru), mnóstwo ciekawych miejsc, niesamowita przyroda i klimat wschodu. Do tego biwaki w pięknych miejscach i kilka smaczków. Klimat wieczorami robiła nam lampka z puszki po piwie i świeczki, patent działa rewelacyjnie nawet na wietrze i zapewniał magiczną atmosferę, jaką nie zapewni żadna czołówka. Polecam te tereny i zachęcam do wędrówek po ziemi mielnickiej, miłe doznania gwarantowane.

TRASA 👉 https://www.traseo.pl/trasa/puszcza-mielnicka-i-dolina-bugu























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz