Jest czasem coś takiego, co siedzi w człowieku i nie daje spokoju. Lata mijają i wciąż ta myśl siedzi w głowie. Będąc dzieciakiem słuchałem z ust mojej babci różnych opowieści o dawnym przedwojennym życiu, jej dzieciństwie, młodości. W opowieściach tych przewijały się często nazwy miast, wiosek, często pojawiały się nazwy miejsc zapamiętanych z jej dzieciństwa i rodzinnych majątków za Bugiem. Opowiadania o dworskim życiu, przyjęciach, pracy, codziennych sprawach itd., wszystko to stwarzało jakąś aurę niezwykłości, czegoś niezwykle cennego, choć utraconego. Tak rodziła się w głowie małego chłopca miłość do kresów, która jak się okazuje trwa do dziś. Babcia obudziła we mnie coś, co było wpisane w moją krew, ale samo by się nigdy nie obudziło, a może się mylę?. Słuchałem tego wszystkiego z uwagą, jako wręcz niezwykłych opowieści, chłonąc to godzinami. I wiecie co? Do dziś pamiętam większość z tych opisywanych historii, jak i miejsc. Jednym z takich jest dawny majątek rodzinny ze strony jej ojca a mego pradziadka – rodziny Buchowieckich w Hryszczycach, który obecnie znajduje się w granicach Białorusi niedaleko miejscowości Wysokie Litewskie. Choć w kilometrach niedaleko, to przez kilkadziesiąt lat fragment korzeni odcięty był granicą. Byłem w tych okolicach kilka razy, ale jakoś nie miałem na tyle upartości, aby to miejsce znaleźć i zobaczyć. W końcu ostatnia moja wędrówka była idealnym pretekstem, aby w końcu to zrobić. Dziś nazwa Hryszczyce to nawet nie wieś, to pola, łąki i las, a jedynie przystanek autobusowy o takiej nazwie mówi, że jestem w dobrym miejscu. Lokalizując położenie dawnego założenia dworskiego jeszcze w domu miałem ułatwioną sprawę. Na miejscu nie miałbym niestety jak się okazuje kogo spytać. Totalne odludzie, które prócz drogi, przystanku i kilku gospodarczych budynków nie ma nic więcej do zaoferowania, jako osada. Znając położenie majątku podjeżdżam tam i zaskakuje mnie szlaban, który postawiony jest na wjeździe drogi prowadzącej do środka. Przy szlabanie stoi dodatkowo tabliczka z informacją o surowym zakazie wstępu i groźnych psach strzegących posiadłość. I co? mam odpuścić? Ni cholery, wygrzebuję jakiegoś kija spod drzewa, przeciskam się pod szlabanem i idę, co będzie to będzie. Adrenalina pulsuje w żyłach, zostawiam rower w wysokiej trawie i idę chyba dawną brukowaną dróżką w kierunku jakiś współczesnych zabudowań nasłuchując uważnie, czy coś przypadkiem nie biegnie w moim kierunku. Tu jednak totalna cisza, ani widu psów ani jakiegokolwiek człowieka. Podchodzę pod budynki, obskurne, zbudowane z cegły, nieotynkowane, wśród nich jakiś garaż, jakby domek, obok drewniana szopa, kontener, ciągnik marki Białoruś, trochę innego sprzętu. Ktoś tu bywa, ale widać tylko od czasu do czasu, być może w czasie prac na roli. Pukam w drzwi, pozamykane na kłódki. No nic, najważniejsze, że psów nie ma. Po dawnym założeniu dworskim ostał się tylko mocno zdziczały park z pojedynczymi okazami starych drzew. Trudno mi nawet przypuszczalnie zlokalizować dawne położenie dworu. Między parkiem a jakby drugą ścianą lasu rozciąga się duża łąka, może to tutaj? To tylko moje przypuszczenia. Przechodzę do parku przez pokrzywy po pas, w zasadzie gdybym nie wiedział, że to dawny park, to bym w życiu nie nazwałbym to coś parkiem, a tym bardziej dawnym założeniem dworsko – parkowym. Przystanąłem na chwilę, rozejrzałem się wokół siebie, cisza, ogromna przestrzeń, przymknąłem oczy, próbowałem sobie wyobrazić, jakieś usłyszane niegdyś szczegóły, wyobraźnia w takim momencie pracuje zawsze na wysokich obrotach łącząc to, co w głowie i tym co dookoła. Ogarnął mnie jakiś spokój. Powoli wycofałem się w kierunku drogi, na której jeszcze obejrzałem się za siebie i spojrzałem jeszcze raz na to miejsce, poczułem w duszy jakąś satysfakcją, mając nadzieję, że gdzieś z góry może babcia też to widzi i czuje się dumna, że przyjechałem tu, po tylu latach. Była to dla mnie niegdyś mitologia i zastany widok szybko zburzył całą romantykę tych opowieści, ale czego mogłem się innego spodziewać? Wiedziałem, że nic już tu nie ma. Mimo wszystko, cieszę się, że udało się tu być. Myśl o przyjechaniu tu, nie będzie mnie już dręczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz