🗻 KGP: Radziejowa 1266,5 m n.p.m. i Wysoka 1049,9 m n.p.m.


     Dwa kolejne szczyty dopisane do mojej Korony Gór Polski. Wędrówka na przeszło 45 kilometrowej trasie z ciężkim plecakiem i noclegami pod chmurką - zupełnie nowe doznania górskiego szlaku. Dwa pasma gór, wpierw Beskid Sądecki i jego najwyższy szczyt Radziejowa (1266,5 m n.p.m.) a następnie Pieniny i najwyższy szczyt Wysoka (1049,9 m n.p.m.). Dwie zupełnie inne góry, każda zdobyta w innych warunkach pogodowych. Atak na Radziejową rozpoczął się od wymarszu w sobotę popołudniu ze Szczawnicy niebieskim szlakiem. Niestety było już mocne popołudnie a do tego zaczynał padać deszcz. Do pokonania miałem ok. 10 km. Zaraz za Szczawnicą szedłem obok dość urokliwego niewielkiego wodospadu "Zaskalnik". Dalej według oznakowania szlaku przez szczyt Czeremcha (1146 m n.p.m.) do schroniska na Przechybie (1175 m n.p.m.). Ze względu na dużą wilgotność, widoczność była praktycznie zerowa, nie widać było nic na 20 metrów przed sobą. Jednocześnie dzięki takim warunkom wytworzył się  niesamowity klimat tajemniczości. Ze względu na deszcz, nie rozbijałem namiotu i zanocowałem w schronisku.

 Drugiego dnia nadal lekko padało, dlatego wymarsz przesunął się dopiero na godzinę 10:00. . Szedłem czerwonym szlakiem w kierunku Radziejowej, wchodząc po drodze na Złomisty Wierch Pn. (1226 m n.p.m.),  Złomisty Wierch Pd. (1218 m.n.p.m), Przełącz Długą (1166 m n.p.m) oraz Małą Radziejową (1207 m n.p.m.). Na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego - Radziejowej (1266,5 m n.p.m) widoków niestety nie zaznałem, towarzyszyły mi całą drogę chmury oraz gęsta mgła. W dużej części szlak wiódł  pięknym lasem, gęsta mgła nadawała niezwykłą aurę wędrówce, momentami pojawiały się aż ciary na plecach, taki był niezwykły klimat. Temperatura na marsz była bardzo optymalna, człowiek nie pocił się ani nie wychładzał na postojach. Na szczycie Radziejowej znajduje się wieża widokowa, na którą ze względu na gęsta mgłę już nie wchodziłem. Schodząc ze szczytu pogoda zaczęła się lekko poprawiać, chmury rozrzedzały się. Szedłem czerwonym szlakiem, następnie niebieskim i znów czerwonym, aż do wsi Jaworki. Po drodze mijałem kilka szczytów m.in. Wielki Rogacz (1182 m n.p.m) i Mały Rogacz (1162 m n.p.m.). Z Jaworek zmieniłem szlak na zielony przez niezwykle urokliwy Rezerwat "Wąwóz Homole", przez który idzie się doliną rzeczki, pokonując kilkanaście urokliwych mostków wśród skał. Droga następnie pięła się stopniowo w górę, dochodząc do granicy lasu. Trasę drugiego dnia zakończyłem na Dubantowskiej Polanie, gdzie znajduje się baza namiotowa pod Wysoką (725 m n.p.m.). Pod wieczór niebo całkowicie się przejaśniło, a po zmroku widać było gwiazdy, kolejny dzień zapowiadał się więc obiecująco. Z drugiej strony zwiastowało to rześką noc w namiocie i tak w zasadzie było.  Baza namiotowa "Pod Wysoką" to fajna miejscówka w drodze na szczyt. Położona nad strumieniem, dzięki czemu można się umyć, jest dostęp do wody pitnej, jest wiata z kuchnią, wc, wszystko, co potrzeba, aby przekimać się i przygotować się na wymarsz na szczyt góry. Trzeci dzień powitał mnie słońcem, góry nabrały w końcu kolorów. Pieniny z perspektywy górskich łąk, przypominały mi na początku trochę Bieszczady. Z pewnością góry te mają w sobie dużo uroku, idąc przez nie można doświadczyć zarówno wspaniałych widoków oraz napawać oko wspaniałą przyrodę. Podejście na Wysoką (1049,9 m n.p.m.) rozpocząłem powyżej bazy namiotowej, kontynuując marsz zielonym szlakiem. Od razu po ruszeniu zaczęło się strome podejście, co zwiastowało, że choć Wysoka jest niższa od Radziejowej, to wejście na nią może być trudniejsze. Tak w rzeczywistości było, duże przewyższenie zwłaszcza w końcowym fragmencie, zapachniało nawet lekką wspinaczką. Schodki, skały, duże nachylenie, marsz z ciężkim plecakiem, był momentami niezłą ekwilibrystyką. Na szlaku spotykam też zdecydowanie więcej turystów niż razem wziętych przez ostatnie dwa dni. Na szczyt wchodzę prawie cały mokry. Wierzchołek jest niewielki , ogrodzony barierkami. Zrzucam z ramion plecak i mogę podziwiać wspaniałe widoki ze szczytu. Doskonała przejrzystość powietrza, słońce,  trzeciego dnia zasmakowałem w końcu górskich krajobrazów w pełnej krasie. Widoki przewspaniałe, zasięg widoczności daleki. Widać było Tatry, całe Pieniny za zachodzie, Gorce, najwyższe szczyty Beskidu Wyspowego oraz Beskid Sądecki, coś niesamowitego.

Obawiałem się trochę zejścia, jednak, jak się okazało nie było tak trudno, jak się zapowiadało. Mało tego takie techniczne zejście spodobało mi się, trzeba było cały czas myśleć gdzie postawić nogę, gdzie się złapać lub podeprzeć, jednym słowem super zabawa. Po dojściu do skrzyżowania pod wierzchołkiem kierowałem się niebieskim szlakiem w kierunku Szczawnicy. Szedłem wpierw krótko lasem, płasko widokowym grzbietem a potem już w otwartym terenie w okolicy szczytu Durbaszki. Dalej szlak wiódł mnie granicą Polsko - Słowacką przez rozległe hale. Po drodze postój w bacówce i zakup oscypków oraz łyk żętycy na pokrzepienie. Kontynuuje wędrówkę, po lewej ukazuje mi się widok na Tatry i Magurę Spiską, wspaniałe widoki muszę dodać. Potem doszedłem do przełęczy i pod niezalesioną kopę Wysokiego Wierchu (899 m n.p.m.). Dalej szlak trawersował górę i wiódł przez polany omijając  po drodze wierzchołek Rabsztyna (847 m n.p.m.). Na wprost z prawej widziałem natomiast  Jarmutę (794 m n.p.m.) na którego szczycie znajduje się maszt przekaźnika. Dalej Przechodzę przez szczyt Cyrhli (774 m n.p.m.). Szedłem częściowo lasem a częściowo zarastającymi polanami. Szlak podchodzi następnie pod skaliste  Łaźne Skałki (775 m n.p.m), omijam szczyt i wspinam się dalej na Szafranówkę (742 m n.p.m.). Z Szafranówki pozostało mi tylko strome zejście żółtym szlakiem wzdłuż wyciągu na Palanicę. Zejście po stokach narciarskich okazało się niełatwe, było bardzo stromo i wymagało niczym niezakłóconej uwagi. Po tym męczącym zejściu znalazłem się w punkcie wyjścia w Szczawnicy.

Trzy dni górskiej wędrówki, tyle wrażeń i przeżyć, że nawet nie silę się na pisanie o wszystkim, co mnie spotkało na szlaku. Z pewnością jak dotychczas ze względu na ilość podejść, stromych zejść, marsz z ciężkim plecakiem oraz noclegi pod chmurką, była to jak dotychczas moja najtrudniejsza górska wyprawa. Poprzeczka podnosi się, ale wcale mi to nie przeszkadza, wkręcam się w górskie wędrowanie coraz bardziej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz