📝 Poczuć i uchwycić bezcenny smak wolności



   Początek i koniec drogi zawsze wiąże się z pewnymi wyborami. Jedni wolą monotematyczność, skupienie się na jednym typie wędrowania, ja miałem zawsze z tym problem, a może nie problem a inne potrzeby. Z natury od zawsze lubiłem próbować czegoś nowego, nigdy nie potrafiłem zawężać swojego horyzontu tylko do jednej rzeczy, czy jednego tematu. Kiedy przez kilka dobrych lat poświęcałem czas na rozwijanie swoich wędrówek rowerowych w końcu doszedłem do momentu, kiedy zwyczajnie się w tym wypaliłem, mimo że mogłem planować coraz ambitniejsze cele, jakoś pedałowanie przestało mi sprawiać tą dotychczasową przyjemność, brakowało iskry, potrzebny był odpoczynek. Naturalną koleją losu przystopowałem więc z rowerem a zacząłem, co ciekawe nigdy niezbyt lubianych wcześniej wędrówek pieszych i znów wsiąkłem. Jednak nie zerwałem całkiem z rowerem, po prostu dorzuciłem nowy temat, a czas wypośrodkowałem. Ja potrzebuję tak samo różnorodności, jak wciąż nowych doznań. Dziś wiem, że choć nie rozwinę się mega w jakiejś jednej dziedzinie, to zyskam zaspokojeniem moich wewnętrznych potrzeb, które zawsze bardziej lub mniej dążą do poczucia wolności w drodze. Nie lubię siebie szufladkować, ani jak ktoś mnie szufladkuje. Sowa a tak, to ten od rowerów, a tak to ten od przyrodniczych wędrówek, a to ten od historii, różnie byłem kojarzony w środowisku na przestrzeni lat. Wiem, że taka jest natura człowieka, aby klasyfikować, podporządkowywać, nadawać etykietę, tak jest łatwiej porządkować świat wokół siebie. Ja jednak lubię uciekać od tego schematu, nie dla chęci wyróżnienia siebie w jakiś sposób, tylko z prostej przyczyny, życia w zgodzie z samym sobą. To wcale nie jest takie proste, żyć w zgodzie z samym sobą. Nigdy nie lubiłem się ograniczać, ani nigdy też nie lubiłem być ograniczany. Wolałem zawsze sam decydować o tym co robię, nawet kosztem tego, że te decyzje nie zawsze okazywały się słuszne. W pewnym etapie swojego życia uznałem, że jest ono za krótkie, aby ograniczać swoje wybory. Za dużo jest ciekawych rzeczy do zrobienia, aby przyjąć tylko jeden schemat czy model działania, dużo się bowiem na tym traci. Celem mojego wędrowania jest od zawsze odkrywanie wciąż nowych rzeczy na zewnątrz, ale i wewnątrz mnie samego. Jeśli tego chcę, muszę mieć wciąż otwartą głowę i gotowość do podejmowania wciąż nowych celów i wyzwań. Jednak jakie one nie byłyby, zawsze ważna była i jest dla mnie determinacja i upartość w działaniu. Zawsze wolałem powalczyć o coś, niż poddać walkowerem. Co ciekawe w większości przypadków, wszystkie moje ambitniejsze cele na wędrowanie okazywały się nie tak trudne w przygotowaniu czy realizacji, jak wydawało mi się na samym początku. Największą przeszkodą jest zawsze to co siedzi w naszej głowie. To czy nam się coś uda czy nie zależy głównie od tego, jak mocno potrafimy pokonać swoje lęki i obawy i uwierzyć w swoje możliwości. Mając otwartą i chłonną głowę, potrafimy mieć większy dystans do oceny sytuacji i zdecydowanie świadomiej podejmuje się decyzje i wybory. Choć są one tak naprawdę zawsze trudne, to jednak jestem w stanie ich dokonać w zgodzie z samym sobą. Ruszam gdzieś, bo mam konkretne potrzeby, wiem czego chcę, wiem co może mnie czekać, co mogę zyskać i stracić. Droga powinna nieść moim zdaniem dużo odpowiedzi, ale i tak samo, jak nie więcej pytań. Kiedy za sobą nic nie niesie od początku do końca, to nie ma ona dla mnie sensu. Nie ma sensu wstawać z fotela po głębsze doznania, nie poszukując, bo nigdy się ich w tym wypadku nie doświadczy. Dlatego nie ważne czy jadę rowerem, czy idę pieszo. Czy pokonuje 10 km czy 1050 km. Ważne jest, że mam potrzebę ruszenia na spotkanie z tym, co nieznane, po to aby próbować zrozumieć nasz świat jeszcze bardziej, uchwycić coś co było mi do tej pory nieznane, aby poczuć po raz kolejny bezcenny smak wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz